środa, 23 stycznia 2013

Rozdział 3. - Butelka


  
Wybaczcie zastój, ale miałam bardzo mało czasu na pisanie. Oto efekt:

  W szkole dziewczyny narzekały na pewien specyficzny rodzaj samotności. Snuły się znudzone po korytarzach, lub marudziły pijąc słodką herbatę w stołówce. Prawdę mówiąc mnie też wciągnął ten głupi problem. Zbliżały się walentynki, a żadna z nas nie miała chłopaka. Co więcej okazało się, że na połowinki też nie musimy koniecznie kogoś ze sobą zabierać, ale przede wszystkim smutno mi było, że nie mam do kogo wysłać kartki. Paula i ja siedząc znowu pod pamiętną klasą od matematyki rozmawiałyśmy o takich bzdetach jak połowinki i dyskoteka z okazji walentynek właśnie. Chyba miałam doła, bo nie chciało mi się iść. Myślałam o moim księciu z bajki, który choć nie istniał był moim oczkiem w głowie. Paula próbowała mnie przekonać do udziału w szkolnej imprezie, a Marta i Maja postanowiły nie iść.
  - Wam już coś odbija! - powiedziała Paulina z irytacją.
  - No jak nam odbija? To dyr powiedział, że połowinek nie będzie, a teraz nagle znowu są. Ja sobie sukienki nie uszyłam. Już teraz matka nie zdąży! - bulwersowała się Majka.
  - Przecież możesz kupić - próbowała dalej Paulina.
Maja nie odpowiedziała, tylko patrzyła na nas z góry stojąc z założonymi na piersiach rękami i zaciskając usta. Paulina dała sobie z nią spokój.
  - A ty dlaczego nie idziesz? - spytała Martę.
  - Ja nie lubię takich imprez.
Paula wywróciła oczami.
  Nie przytoczę tego, co i kto mówił potem, gdyż po prostu ciężko to było rozszyfrować. Dziewczyny mówiły jedna przez drugą, a ponadto właśnie skończyła się przerwa i wszyscy z boiska przenieśli się na korytarz potęgując hałas. Traf chciał, że następną lekcją była wychowawcza, na której dziewczyny poruszyły temat i dyskusja rozpoczęła się od nowa. W końcu kilka osób zadeklarowało obecność, kilka zbulwersowanych kategorycznie wycofało się z uczestnictwa, a kilka pozostałych, w tym ja, nadal było niezdecydowanych. Jako powód, dla którego miałabym nie iść podałam barak partnera.
  - W takim razie musimy znaleźć ci jakiegoś chłopaka - powiedziała Paula z uśmiechem. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
  - Powodzenia – powiedziałam robiąc znaczącą, sceptyczną minę.
  - No przestań! - Oburzyła się. - Tak ci się podoba tamten blondyn?
Nie odpowiedziałam. Paula patrzała na mnie w oczekiwaniu.
  - Zuza - powiedziała w końcu.
  - Nie o to chodzi.
  - No to chodź.
  - Gdzie?
  - Zobaczysz - powiedziała zachęcająco.
Lekcje tego dnia trwały krócej, a piątkowe popołudnie i tak miałam spędzić z Pauliną. Mimo to zważając na mój niełatwy charakter postanowiłam trochę się z nią posprzeczać.
  - Nie chce mi się.
  - No chodź. Znajdziemy jakiegoś przystojniaka.
  - Uhm - zakpiłam - Ciekawe jak chcesz znaleźć chłopaka na kilka dni przed walentynkami.
  - No zobaczysz, chodź - powtórzyła wyciągając do mnie rękę. Bez słowa wyciągnęłam swoją i poczułam mocne szarpnięcie.
  - Auć! To boli.
  - Sorki - powiedziała Paulina - ale śpisz, więc trzeba cię obudzić.
  Paula mieszkała blisko szkoły, więc niecałe pięć minut później znalazłyśmy się pod jej blokiem. Było to stosunkowo nowe osiedle, zamieszkane w większości przez ludzi, którzy sprowadzili się tu z innych miast lub z drugiego końca naszej małej mieścinki. To dziwne uczucie, gdy człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że kogoś nigdy wcześniej nie widział, choć w podstawówce znał niemal wszystkich.
  Pod drzwiami stali jacyś chłopacy. Paula energicznie ruszyła w ich stronę, prawie biegnąc i głośno się śmiejąc. Zauważyli ją i poczęli wyciągać w jej stronę paczki z papierosami, bądź butelki z piwem. Podziękowała ruchem głowy, z niektórymi z nich przywitała się całusem w policzek lub objęciem, z innymi tylko podaniem ręki i zaczęła tłumaczyć im coś gestykulując i wskazując na mnie. Przywołała mnie ruchem ręki. Wolno podchodząc coraz bliżej słyszałam urywki ich rozmowy i przyglądałam się twarzom. Nie byłam pewna jaką grę zaproponowała im moja koleżanka, ale sądząc po ich minach musiała być im dobrze znana i lubiana. Przyjrzałam się nowym kolegom. Było ich pięciu i ani jednego nie znałam. Na pomysł Pauliny przystali bez zastanowienia.
  - Poczekajcie. Pójdę po dziewczyny - powiedziała odbiegając.
Spojrzałam na przynajmniej o głowę ode mnie wyższych nieznajomych i pobiegłam za nią. Sąsiadka Pauli o tym samym imieniu, wysoka blondynka, otworzyła nam drzwi mieszkania na parterze.
  - Butelka?! - spytała zachwycona. - Tylko Paula weź więcej dziewczyn niż ostatnio, bo znowu będzie trzech na jedną.
Szczerząc się nieskromnie blondynka przyjrzała mi się uważnie. - Paulina jestem - podała mi rękę.
  - Zuzanna.
Przez chwilę jaszcze świdrowała mnie dużymi, szarymi oczyma o posklejanych tuszem rzęsach, po czym rzekła:
  - Ok, to pójdę się przebrać i Maćka wezmę też, a wy idźcie po dziewczyny.
  - Spoko. Dziś będzie Zuzka i moja kuzynka, Agata przyjechała do babci - z dumą i nieukrywaną radością powiedziała Paulina.
  - Więc na razie - odpowiedziała blondynka i zamknęła drzwi. Paula ruszyła schodami w górę, a ja pobiegłam za nią.
  - Oszalałaś? - wysapałam, gdy zatrzymałyśmy się pod następnymi drzwiami - butelka?
  - A co w tym złego?
  - A o co ta butelka?
  - Oj, zobaczysz.
  - Nie, powiedz teraz - spojrzałam jej w oczy.
  - Zuz, chyba nie myślisz, że...
  - Ja nic nie myślę. Tylko się pytam.
W tej chwili otworzyły się drzwi, z których wyłoniła się siwa głowa o małych oczkach i wielkich okularach na zakrzywionym nosie.
  - Cześć babciu - powiedziała Paulina - my po Agę. To moja koleżanka, Zuzia.
  - Dzień dobry - przywitałam się, a małe oczka skierowały się na mnie mrużąc się i wytężając.
  - Dzień dobry - odpowiedziała starsza pani. - Po co wam Agatka? Obiad musi zjeść, a ty Paulina też pewnie jeszcze nic nie jadłaś.
  - Matka wróci z miasta, to da. Wiesz, babciu, że nie lubi, kiedy jem u ciebie.
Małe oczka spojrzały teraz na Paulę z wyrazem pretensji i nutką miłości.
  - Agata! - krzyknęła starsza pani w głąb swego mieszkania i po chwili koło niej pojawiła się młoda dziewczynka o ciemnych włosach i błyszczących oczach.
  - Paulina - zawołała rzucając się na szyję kuzynce.
  - Jak długo zostajesz? - sucho spytała ją Paulina.
  - Dopiero zaczęły mi się ferie. Jeśli mama pozwoli to dwa tygodnie.
  - Szczęściara. My jesteśmy już po feriach, nie Zuza? - spojrzała na mnie. - Tak w ogóle to moja kuzynka Agata, a to moja przyjaciółka Zuza.
Kolejny raz dzisiaj podałam rękę obcej dziewczynie. Ta była jednak zupełnie inna niż blondynka z dołu. Jej błyszczące, dziecięce jeszcze oczy popatrzyły na mnie bystro, a usta wykrzywiły się delikatnie w skromnym uśmiechu. Ciepłą, pulchną dłonią potrząsnęła lekko moją rękę, jak to mają w zwyczaju dzieci i już otworzyła usta, by coś powiedzieć, gdy Paula wyprzedziła ją słowami:
  - Idziesz z nami pograć w butelkę?
Malinowe i pełne usta dziewczynki zacisnęły się mocno, a w policzkach pojawiły się urocze dołki. Wydała z siebie cichy pomruk zastanowienia spoglądając na Paulę i w głąb mieszkania.- Sama nie wiem - powiedziała.
  - No chodź, będzie fajnie - namawiała ją kuzynka.
  - Na całowanie? - spytała nieśmiało.
  - Nie, tym razem na chodzenie.
  - Co? – spytałam usłyszawszy co mnie czeka, ale dziewczyny zignorowały to.
  - Nie wiem, babcia się nie zgodzi – powiedziała Agata przenosząc wzrok ze mnie na Paulinę i z powrotem.
  - Zgodzi się, tylko nie mów jej dokąd idziesz.
  Po kilku minutach Agata dała się przekonać i zeszła z nami na dół. Pojawiła się również blondynka z parteru z towarzystwie podobnej sobie koleżanki. Widząc minę Agaty utożsamiałam się bardziej z tą młodą dziewczynką niż z Pauliną i jej koleżankami.
  - Trochę nas mało i tak skoro jeszcze Maciek będzie i Mariusz - powiedziała Paulina. - Na tym osiedlu sami chłopacy mieszkają.
  - To nic, i tak już nikogo nie znajdziecie - powiedział Mariusz, brat Pauliny, który zjawił się właśnie i stanął koło mnie.
  - Więc kto będzie? - spytała retorycznie Paulina i zaczęła liczyć coś na palcach. - Ja, Paulina, Monika, Zuzia i Agata plus ty, Miłosz, Kamil, Tomek, Adam, Rafał i Maciek... to na pewno żadnej dziewczyny więcej nie będzie?
  - Nie, chodźmy.
  Jak się okazało w nowych blokach był strych. Na górze było trochę sprzętów porozstawianych w nieładzie, ale także dużo wolnego miejsca. Usiedliśmy w kręgu. Chłopacy trzymali się bardziej po jednej stronie, a ja, Paula i Agata po drugiej. Jedynie blondynka i jej koleżanka Monika odbiegły od normy wciskając się pomiędzy chłopaków nazwanych Tomkiem i Rafałem. Któryś z nich jednym duszkiem opróżnił butelkę piwa i położył ją pośrodku koła. Zabawa miała polegać na tym, że każdy z nas po kolei kręcił butelką. Losowanie było nieważne, gdy szyjka wskazała kogoś tej samej płci lub członka rodziny losującego. To mogło zdarzyć się kilkakrotnie, gdyż nie tylko Paulina i Mariusz byli rodzeństwem, ale również blondynka z parteru i Maciek. Podejrzewałam, że moja przyjaciółka miała konkretny cel w tej grze. Zauważyłam, ze nie spuszcza wzroku z Miłosza, chłopaka o dłuższych włosach i wyglądzie gitarzysty kapeli rockowej. Kręcąc butelką starała się nadać jaj odpowiednią siłę, by ta zatrzymała się w określonym punkcie. Losowała jako pierwsza, a jej wybranką została Paulina z parteru. Dziewczyna o mglistych, szarych oczach wybuchła śmiechem wyciągając rękę po butelkę i posyłając chłopakowi siedzącemu przy niej zalotne spojrzenie. - To teraz ja kręcę - powiedziała nie kryjąc swego zamiaru. Wbrew moim oczekiwaniom zabawa trwała dłużej niż się spodziewałam i wywoływała u wielu z uczestników wielkie zadowolenie i śmiech. Często zdarzały się sytuacje, gdy z wylosowanych osób nie dało się utworzyć pary lub, gdy szyjka butelki wskazywała wolną przestrzeń pomiędzy siedzącymi.
  - Ej, to prawie ja! - zaśmiała się głośno Monika, gdy jeden z kolegów po raz kolejny wylosował przestrzeń pomiędzy nią a Pauliną. - Ze mną masz przecież chodzić, Adam.
  - Widzisz, że próbuję cię wylosować i mi się nie udaje - zaśmiał się chłopak.
  - To się nie liczy, teraz ja kręcę - powiedział Miłosz sięgając po butelkę.
  - Nie, to było moje piwo, chyba mam prawo sobie znaleźć dziewczynę!
  - Ej, ale spokojnie - uspokoiła go Paulina. - Znajdziesz, przecież widzisz, że jeszcze nikt nie ma.
  Byłam pewna, że byłoby już po wszystkim gdyby nie niezliczona liczba wyjątków. Wyniki losowania ciągle były kwitowane słowami "to się nie liczy" lub "z nim już chodziłam w tamtym miesiącu. Czekajcie, jeszcze raz". W końcu, naginając zasady Adam wylosował Monikę, a zbulwersowany Rafał namówił Paulinę z parteru, by zrezygnowała z zabawy "bo i tak wszyscy oszukują". Gotowe pary opuściły krąg, by nie robić tłoku. Paulinie nie udało się wylosować Miłosza, a po trzech wykorzystanych wyjątkach musiała zgodzić się na młodszego od siebie Maćka. Kolejny raz nadeszła moja kolej i bez przekonania rozbujałam szklany wskaźnik. W kręgu pozostałam już tylko z Mariuszem, Agatą, Tomkiem, Miłoszem i spokojnym Kamilem. Butelka wirowała niezwykle długo, aż w końcu zatrzymała się przed tym ostatnim, który chwycił ją błyskawicznie rzucając krótkie "ok, ale muszę już spadać" i podniósł się z miejsca. Natychmiast wstałam i nieświadomie powtórzyłam jego słowa.

3 komentarze:

  1. Ha! Miałam nosa co do tego opowiadania!

    Nie jest ono tak banalne, jak większość tych, które czytałam. Zaskakujesz wydarzeniami, dajesz ciche podpowiedzi, co do dalszych zdarzeń.

    Zupełnie nie żałuję, że poprosiłam Cię o informowanie.

    Zastanawia mnie tylko jedno...

    Jakiego zaklęcia użyłaś, czarownico, że sprawiłaś, iż spodobało mi się coś, za czym na co dzień nie przepadam(?). xD

    Czekam na dalsze akcje.

    Informuj jak zwykle.

    Pozdrawiam serdecznie,
    GeminiGirl...;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A cóż takiego Ci się spodobało, bo nie wiem czego nie lubisz? ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogół mi się spodobał.

      Normalnie nie czytam tego typu opowiadań, ale Ty sprawiłaś, że chcę więcej i więcej.

      Chcę Ci za to podziękować i również zaprosić na drugi rozdział ''Psychokinetyczki''.

      http://psychokinetyczka.blogspot.com/

      Pozdrawiam serdecznie,
      GeminiGirl...;)

      Usuń