poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rozdział 5. - Brat



  We wtorek, zaraz po lekcjach, wyszliśmy ze szkoły razem trzymając się za ręce. Nie ukrywałam, że zaczęło mi się to podobać. Nawet, jeśli Kamil nie był moim wymarzonym chłopakiem, a nasz "związek" był z góry ustalony, znajomość z nim nie była rzeczą, której mogłabym żałować. Rzucając sobie umowne spojrzenia, szliśmy uparcie blisko siebie kilkanaście metrów przed "patrolem", którego zadaniem było pilnowanie nas, byśmy faktycznie ze sobą "chodzili". Co jakiś czas spoglądałam do tyłu.
  - Nie oglądaj się tak, bo się zaczają, że ich oszukujemy.
  - Przecież nie oszukujemy. O to im chodzi - uśmiechnęłam się. - Nie wiedzą, co myślimy.
  - Ale oni mają działać w tajemnicy, incognito - Kamil zażartował.
  - Chyba nie są tak naiwni, by myśleć, że ich nie widzimy.
  - Są.
Oboje wybuchliśmy śmiechem.
  - To kolejna fałszywa poszlaka - szepnął mi w ucho Kamil.
  - A jaka była poprzednia? - spytałam zaskoczona jego zachowaniem. Autentycznie wczuł się w rolę.
  - Taka, że do mnie idziesz - wyjaśnił. - A to chyba musi coś znaczyć, nie? - trącił mnie ramieniem.
  - No tak, tak - odpowiedziałam mu tym samym. - Chyba rzeczywiście wyglądamy na zakochanych - dodałam, gdy mijająca nas starsza pani uśmiechnęła się życzliwie, jak na wspomnienie własnej młodości.
  - Powiem ci coś w tajemnicy - rzekł Kamil pochylając się ku mnie. - My JESTEŚMY zakochani.
Uśmiechnęłam się nie mogąc domyśleć się kiedy mówi serio, a kiedy żartuje.
  Jego dom stał na samum końcu miasta w nowej, bogatej dzielnicy, gdzie było bardzo spokojnie, ale i daleko.
  - I gdzie ta Chwaliszewska? - spytałam zniecierpliwiona.
  - Już niedaleko.
  - Niedaleko, czyli ile jeszcze?
  - Tuż za osiedlem.
  "Tuż za osiedlem" nie było wcale tak blisko. Samo blokowisko ciągnęło się w nieskończoność, a kiedy już z niego wyszliśmy, minęliśmy jeszcze kilka uliczek, nim dotarliśmy do właściwej.
  - "Chwaliszewska" - odczytałam na głos napis na nowiutkiej tablicy. - Tylko nie mów, że jeszcze tą ulicę mamy całą do przejścia.
  - Nie - odparł. - To tutaj.
Spojrzałam na duży, pomalowany na piaskowy odcień dom jednorodzinny, częściowo skryty za wysokim żywopłotem i na Kamila. Niewątpliwie robił sobie ze mnie żarty. Dom był naprawdę wielki, elegancki i z całą pewnością drogi. Zamożność biła od niego z wielką mocą i czułam, że mam opory, by tam wejść.
  - Zapraszam - powiedział spokojnie Kamil widząc moje wahanie. Nie byłam pewna, czy nie wybuchnie śmiechem za moimi plecami, gdy przekroczę próg bramki i stanę oko w oko z warczącym rottweilerem. Ostrożnie ruszyłam przed siebie, starając się odgonić te niedorzeczne myśli. Kamil wszedł za mną i poprowadził wykładaną kamykami ścieżką w głąb ogrodu. Po prawej stronie zobaczyłam duże, białe, częściowo oszklone drzwi.
  - Tędy – powiedział wskazując na nie.
Posłusznie weszłam do środka.
  W pierwszej chwili miałam wrażenie, że w salonie panuje mrok. Ściany pomalowane były na jakiś ciemny kolor. Wiśniowy? Nie. Nie mogłam przypomnieć sobie nazwy królewskiego odcienia. Również meble były ciemne, okazałe i zabytkowe. Dębowy stół na dwóch pokaźnych nogach sprawiał wrażenie, jakby wyrósł z równie ciemnej podłogi, a ogromny kominek wprost naprzeciw mnie wyglądał jak żywcem wyjęty z osiemnastowiecznego pałacu.
  Prowadzona przez Kamila, który na swoim terytorium zrobił się nagle bardzo żywotny, usiadłam na obitej skórą sofie i rozejrzałam się dokładniej. Gdy moje oczy przywykły już do tego wnętrza, dostrzegłam, że w gruncie rzeczy jest tu całkiem przytulnie. Wyobraziłam sobie mroźne, zimowe wieczory spędzane w blasku ognia tańczącego wewnątrz tego stykowego kominka i ludzi jedzących obiad, przy potężnym stole, oglądających telewizję. Nie telewizja tu nie pasuje. Obróciłam głowę w poszukiwaniu plazmy, po której nie było śladu.
  - Czego się napijesz? - dobiegło mnie z kuchni pytanie Kamila, który, sądząc po odgłosach stamtąd dochodzących, penetrował szafki i lodówkę w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. - Soku, wody, kawy? Hmm - zastanowił się - Może piwa?
Spojrzałam na jego wychylającą się zza framugi głowę. - Nie wiem, obojętnie.
  - Znaczy piwa? - posłał mi szelmowski uśmieszek i zniknął.
  - Znaczy wszystko, oprócz piwa - zawołałam za nim.
Po chwili ukazał się z dwoma szklankami z sokiem pomarańczowym w dłoniach i kiwnął głową wskazując na łuk w ścianie za mną. - Chodź, tam pójdziemy - powiedział.
  Ach, to tu jest salon, pomyślałam zajmując miejsce na dużo wygodniejszej kanapie naprzeciw ekranu telewizora. Kamil podał mi sok.
  - To co robimy? - zapytał.
  - Miałeś mi coś pokazać.
  - Całowanie z języczkiem? - spytał zawadiacko.
Poczułam, że się rumienię. Spuściłam głowę i wybąkałam tylko - Kamil.
Poczułam, ze przysunął się bliżej. Odstawił sok na stolik. - Sorki, żartowałem - powiedział. - Ale przecież jesteś moją dziewczyną, co nie? - objął mnie ramieniem.
  - Nie! - powiedziałam ze złością i strąciłam z siebie jego rękę odsuwając się nieznacznie. Miałam ochotę wstać i wyjść. ale jakoś nie mogłam się na to zdobyć.
  - Obraziłaś się? - spytał po dłuższej chwili naszego milczenia.
Nie odpowiadałam.
  - Obraziłaś - skwitował i rozsiadł wygodniej opierając się.
  - Nie, tylko zaczynasz zachowywać się jak kretyn! Idę stąd - oświadczyłam wstając.
  - Nie, no wiem. Przepraszam.
Zabrzmiało to szczerze.
  - Ok. Przeprosiny przyjęte - usiadłam z powrotem, a on uśmiechnął się do mnie sięgając po swój sok.
  - No to jak wypijesz pójdziemy na górę.
  Chwilę później Kamil zniknął w kuchni, by przeszukać jeszcze raz puste szafki. Usłyszałam jak wchodził.
  - Już wypiłam - odezwałam się nie patrząc w jego stronę. Ktoś stojący obok sofy przełączył kanał w telewizji. Spojrzałam w prawo i omal nie krzyknęłam ze zdziwienia. Metr ode mnie, z pilotem w ręku i grzywką zasłaniającą lewe oko, stał nie kto inny, a blondyn, którego widziałam w szkole. Patrzeliśmy na siebie chwilę w milczeniu, gdy w końcu wykrztusiłam - Co ty tu robisz?
  - Mieszkam tu - odpowiedział beznamiętnie odkładając pilota na stolik. Kiedy robiąc to, pochylił się nagle mnie olśniło. Takie same blond włosy, te same szare, bystre oczy, a nawet podobny chód i postawa! Kamil i blondyn byli braćmi! Nie mogłam wymówić słowa, a on widząc moje oszołomienie uśmiechnął się.
  - A tak w ogóle to cześć - powiedział.

Znowu dość krótko, ale jakoś nie wychodzą mi długie rozdziały ;)

3 komentarze:

  1. Masz dość lekki styl, ale to może dobrze, nie wszyscy lubią ciężkie pióro. :) Zapraszam do siebie, najnowsze opowiadanie dotyczy miłości. (Zlodziej-Mysli.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakochałam się w tym rozdziale. Szczególnie moje serce porwało beznamiętne ''Mieszkam tu''. Jak ja kocham takie teksty. Nawet jeśli nie są śmieszne, naprawdę pozostają w pamięci.

    Kamil bogatym kolesiem? No to niezłą partyjkę Zuzce przydzieliłaś!

    Rozdział dłuższy od poprzedniego! Robisz postępy. :D xD

    Naprawdę potrzebuję więcej, więcej, więcej...
    Aż się sama sobie dziwię, ale to pierwsze opowiadanie tego gatunku, które doszczętnie mnie pochłonęło!

    W swoim krótkim życiu spotkałam się z wieloma romansowymi opowiadaniami i powieściami, ale zdecydowana większość z nich była po prostu nie do zniesienia. Tu jest zupełnie inaczej. W każdym rozdziale się coś dzieje. Niby niewiele, ale jednak ma to swoje specyficzne znaczenie.

    Informuj jak zwykle.

    Pozdrawiam serdecznie,
    GeminiGirl...;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No to teraz wprawiłaś mnie w oszołomienie.
    ONI BRAĆMI!
    I to jeszcze z jakiej partii. Myślałam, że Kamil będzie zwykłym chłopakiem z osiedla, a tu proszę.

    Jezu, pisz szybciej. Ja muszę wiedzieć co będzie dalej, no muszę.
    Robi się coraz ciekawiej.

    A tekst 'Mieszkam tu' mnie rozwala. Mrał...

    Ja niecierpliwie czekam.
    Informuj.

    Pozdrawiam Darkness.

    http://jestesmy-nefilim.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń